Matematyka jest królową nauk

Matematyka jest królową nauk. Niby stara, niby oczywista, ale jednak trudna do przyswojenia prawda. Nie taka – jak wyliczał ks. Józef Tischner – po prawdzie, półprawdzie sytuując różne twierdzenia w zbiorze :gównoprawd:, ale prawdziwa, najprawdziwsza prawda.

Co było do udowodnienia, jak w twierdzeniu matematycznym, udowodniono w mijającym tygodniu. To nie ustępujący premier, tak zwany poseł ze Śląska – Mateusz Morawiecki, miał większość w nowowybranym Parlamencie, ale wstępujący na ten fotel po raz trzeci – Donald Tusk. Niby oczywiste od 15 października, ale trzeba było czekać do 11 grudnia, żeby się przekonać, że mniej nie znaczy więcej, a więcej, to zawsze więcej. Nie mniej.

Komentatorzy życia publicznego w ostatnich tygodniach wielokrotnie rozpisywali się o tym, że powoływanie nowego premiera ma wymiar historyczny. W tym aspekcie, że jeszcze nigdy, a przecież, Trzecia, odnowiona, Rzeczpospolita Polska jest w czwartej dekadzie swojego życia, zaś określająca jej ramy Konstytucja, dobiega trzydziestki, premiera nie wskazywał Sejm.

Trzeba było dwóch miesięcy (na co trzeba było – to oddzielny temat, cała Polska widziała), by ten donośny Vox Populi, donośnie wybrzmiał przy Wiejskiej. Suweren przemawia regularnie. Szczęśliwie głos suwerena, choć w ostatnich latach policyjne pałki świszczały z niespotykaną dotąd częstotliwością, gdy suweren wyrażał swe niezadowolenie, miał jeszcze moc sprawczą. Piszę szczęśliwie, bo lektura „Zmierzchu demokracji” Anne Applebaum zostawiła mnie bez najmniejszych wątpliwości, że w ostatnich latach Wisła próbowała płynąć niczym Dunaj w Budapeszcie. Stare porzekadło o kiju, którym Wisły się nie zawróci, okazało się o tyle prawdziwe, że tu i ówdzie kijkiem machali podwładni najbardziej znanego amatora nielegalnie przywiezionych granatników. Zawrócić się nie udało. Wisła, Odra płynie tam gdzie powinne, zaś Dunaj tam gdzie płynął, do Morza Czarnego, którego – może – wody i ciepłe, ale, szczególnie w północnych rejonach akwenu, standardy raczej autorytarne.

Skoro o korytach mowa, to ciekaw jestem auyzdytów z państwowych spółek, jakie pogłowie zostanie od nich oderwane. W różnych kręgach słyszałem, że wierni wyznawcy byłej już partii rządzącej, ich rodziny, protegowani i inni biznesowi beneficjenci Dobrej Zmiany, w samych spółkach skarbu państwa i rozmaitych funduszach i innych, zależnych od państwa, tworach, to rzesza 20 tysięcy osób. Trudno mi orzec kompetencje ilu z tej potężnej armii zatrudnionych, już po Nowym Roku, będą weryfikowane przez rynek pracy. Ale logika podpowiada, że powinien to być mocny strumień różnej maści „specjalistów”. Jak mocny? Rok temu, po zmianie władzy w samorządzie wojewódzkim, co bardziej polityczni reprezentaci PiS wypchnięci ze spółek marszałkowskich, co chwila odnajdywali się w jakiejś spółeczce zależnej od najpotężniejszej grupy energetycznej na południu Polski. Jak bym śmiał wątpić w ich kompetencje, wszak sprawdzali się przez kilka lat nie tylko na polu partii, ale i zarządzania materią wojewódzką.

Mamy więc nowy rząd, nowego premiera, wcześniej mieliśmy nową większość parlamentarną. Z mysłowickiej perspektywy najistotniejsze jest to, że w swoim exposè Donald Tusk zapowiedział, że do samorządów trafi więcej pieniędzy, czyli wrócimy do stanu sprzed PiS-u, który wpływy podatkowe samorządom ograniczał, hołdując przekonaniu, że lepsza niż samorządność, jest władza centralnie sterowana, zbudowana na rozdawnictwie, ale dająca głównie tym sympatyzującym z nimi. Gdyby nie takie plastikowe gigantyczne „czeki”, na często śmiesznie niskie kwoty, to pewno nikt by nie wiedział, cóż to za polityczny filantrop ów kwotę wywalczył. Cel takiej polityki jest jasny – budowanie politycznych wpływów, czego akurat w Mysłowicach nikomu nie trzeba tłumaczyć, bo każde dziecko w podstawówce wie, że gdyby nie rządowe miliony na wywiezienie śmieci z Brzezinki, nie udałoby się wytargować pracy w urzędzie, a potem jeszcze rady nadzorczej MPWiK dla radnego z Piekar Śląskich – Mateusza Targosia.

Dla tonących coraz bardziej Mysłowic, to spora szansa na zwiększenie budżetowych dochodów i być może, mam nadzieję, zmniejszenie corocznego, finansowanego kredytem deficytu. Na więcej nie liczę, bo więcej oznaczałoby podjęcie również pewnych trudnych decyzji w samym urzędzie. Na przykład oszczędności. Na przykład ograniczenia wydatków. Na przykład redukcji zatrudnienia. Przykładów można by wypisać jeszcze sporo, ale wiadomo, że będą to pobożne życzenia zatroskanych pustką miejskiej kasy mieszkańców, bo na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi, mało który prezydent, w obawie przed ubytkiem potencjalnych wyborców, zdecydowałby się kogokolwiek zwalniać.

Druga dobra wiadomość jest taka, że zmiany w prokuraturze najpewniej pomogą rozwikłać zagadkę wywozu toksycznych odpadów z Brzezinki. Jak wiadomo toczy się śledztwo w tej sprawie, a fakty są takie, że beczułek nie zutylizowano tylko porzucono za miedzą.

Myślę sobie, że byłej partii rządzącej należą się podziękowania za wydłużenie kadencji samorządowej. Byłem przeciwny temu rozwiązaniu, ale gdyby nie ono, nie dowiedzielibyśmy się przed wyborami jak wielkie pustki w miejskiej kasie poczynił ekipa z Powstańców. 20 mln braku w tym, 40 w przyszłym – wzrastające w postępie geometrycznym zadłużenie, to ważna informacja dla głosujących mieszkańców.

Mysłowice, 14 grudnia 2023

Scroll to Top