W starym, ale dosyć powszechnie przytaczanym przysłowiu, złapany na gorącym uczynku złodziej, ponoć najgłośniej krzyczy: łapać złodzieja. Wielu dodaje, że trzymany za rękę, zarzeka się głośno, że to nie jego ręka.
Mam pewien dystans do różnych porzekadeł, ludowych prawd i innych życiowych mądrości, ale myślę sobie, że można je wypisać na wszystkich wjazdowych tablicach do Mysłowic. Nie musiałby wtedy prezydent odpowiadać na wiele trudnych, co raz częściej - z tego, co słyszę - zadawanych pytań o nieprawidłowości przy przetargu na wywóz toksycznych odpadów. Pytania padają i pada odpowiedź, że wszystko było okej, ale przyszła kampania wyborcza i to wrogowie jego polityczni, kręcą tę historię.
A historia jest przecież prosta i oczywista. Kolega prezydenta, jak wynika z ujawnionych przez dziennikarzy materiałów CBA, pomógł wywindować ceny, później ten sam kolega, pomógł zwycięzcy znaleźć podwykonawców (takich uczynnych ludzi, to ze świecą szukać), a jeszcze kiedy indziej, razem kolega prezydenta i sam prezydent odwiedzili daleko, daleko od Mysłowic, firmę, która później zlecenie dostała. Dziwnym zbiegiem okoliczności, wizyta wypadła na miesiąc przed złożeniem tej oferty. Kolega prezydenta szukający podwykonawców jednocześnie doradzał prezydentowi, wszak, jak wynika ze złożonych zeznań znają się od 25 lat, a takie ćwierćwieczne znajomości - jak podpowiada życiowe doświadczenie, skłaniają do bezinteresownej pomocy w imię długotrwałej przyjaźni.
No więc mamy czarno na białym, kto, z kim, kiedy i gdzie oraz po co, ale Dariusz mówi: to nie ja, to oni.
To ciekawe, bo w materiale TVN zrzucił winę na podległych sobie urzędników, a ci sami urzędnicy w obszernych rozmowach z agentami CBA, mówią, że… np. sam prezydent dyktował stawkę jaką trzeba zapłacić prawników za pomoc przy tej sprawie. Co ciekawe, ów mecenas, również nie był dla samego prezydenta osobą anonimową.
Ale wiadomo, przyłapany na dziwnych zachowaniach Wójtowicz, w myśl zasady, że przyłapany krzyczy iż to nie on, krzyczy ze smutkiem na twarzy, że to nie on, że to spisek, że to kampania wyborcza, hejt nawet.
Swoją drogą, jak już przy hejcie jestem, to wzruszyły mnie do łez, te utyskiwania o byciu ofiara bejtu. To zaiste nieprawdopodobne, że człowiek, który od lat prowadzi portal, raczej obcesowo traktujący swoich przeciwników politycznych, mówi o hejcie. Jest takie stare porzekadło: chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie. Ja wciąż przed oczyma mam emotikony świnek, ich ryjków, którymi minionego lata opatrzono na stronach zależnych o ów portalu: hasło: ekipa Króla. Rozumiem, były wakacje, latem w głowie inne rzeczy niż przyzwoitość, pan prezydent tego świńskiego bejtu na fanpejdźu swojego portalu nie zauważył, albo pomyślał, że to dowody sympatii, bo - jak wiadomo - świnki, szczególnie tych egzotyczniejszych odmian, to bardzo sympatyczne zwierzęta. A już prosięta to miód i malina, słitaśne jak fotki Targosia. No więc „ekipa Króla” opatrzona świńskim atrybutami nie była bejtem, a wyrazami szczerej, acz nieśmiałej sympatii, coś jakby: Darek chciałby się umówić na kawę, ale boi się zagadać.
Wracając do nieswojej ręki, to podobnie było kilka lat temu z kopalnią. Prezydent był za, propagandę przyszłego zakładu wydobywczego, prywatnie wspierał jego zausznik, ale gdy okazało się, że kopalnia może przynieść więcej szkód niż pożytku, okazało się, że Dariusz Wójtowicz już tego pomysłu nie popiera. Kopalniane szkody mogłyby być dużo wyższe niż popękane i zapadające się domy pod Kosztowami, Brzezinką i Brzęczkowicami. Ewentualna budowa kopalni mogła obrócić w niwecz miliardy unijnych euro na transformację regionu. Zresztą, o ile dobrze pamiętam, wszystkie zainteresowane miasta woj. Śląskiego zapalały świętym oburzeniem bojąc się, że przez jakieś małe mysłowickie interesy, mogą ucierpieć i one.
Tak jest i teraz z budżetem. W halach sportowych rozległo się gromkie: nie ma pieniędzy na sport, bo radni go nie uchwalili go radni. O tym, że budżet jest sknocony, ze prawa nie pokrywała się z lewą, że dochody i wydatki mają się do siebie jak kibice Ruchu i Gieksy, ów strapiony hejtem włodarz miasta, nie wspomniał.
Z toksycznymi odpadami jest jeszcze jeden problem, niejako bomba z opóźnionym zapłonem. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie narażenia majątku miasta na szkodę, mniej więcej na 14 mln zł, czyli to, co z naszych podatków w ten „biznes kadencji” w Mysłowicach włożono. Mało kto mówi, że ewentualne uznanie przez prokuraturę, że był to - kolokwialnie mówiąc - spory wał, godny analizy przed sądem, będzie pociągało za sobą poważne konsekwencja dla miasta. Pobieżna lektura umowy przyznającej miastu dotację na unieszkodliwienie toksycznych odpadów prowadzi do prostego wniosku - Mysłowice będą musiały zwrócić kilkudziesięciomilionową dotację z odsetkami, a nawet zapłacić kilka dodatkowych milionów kary.
Wyobrażacie sobie Państwo, co to oznacza dla zadłużonych jak nigdy Mysłowic bez budżetu? Strach myśleć, strach sobie wyobrażać, lepiej myśleć pozytywnie, patrzeć do przodu i szukać rozwiązań. Jeżeli Wójtiwicz w ciągu kilku lat doprowadził Mysłowice na skraj bankructwa, to rączej nie spodziewałbym się po nim nagłej eksplozji talentu zarządczego, wyjścia poza własne intelektualne ograniczenia, choć - jak to się mówi patrząc na daleki wschód: karma wraca. Wypicie przez niego i jego wspałprawników tego finansowego szamba, które w ostatnich latach stworzyli, byłoby najlepszą karą. Ale przecież nie nagrodą dla Mysłowic.
Comentários