„… bo wieczorami nie widać szarości” - te słowa nagranej prawie ćwierć wieku temu piosenki Myslovitz - „Chłopcy” brzmią mi w uszach za każdym razem, gdy biegnę ulicą Janowską od strony ronda na Ćmoku. Za dość trafnie opisujący klimat transformacji „Chłopcami”, których pierwszy wers posłużył mi za tytuł tego felietonu, nie przepadałem. „Puste lornetki butelek”, marzenia, by uciec i niemożność ruszenia się stąd, to nie był mój film.
Trudno uwierzyć, że w przyszłym roku minie 25 lat od premiery „Miłości w czasach popkultury”, jednego z najważniejszych albumów Myslovitz. Mam n Dla mnie, dla moich znajomych, ważność tej płyty w naszym życiu nie opierała się tylko na jej muzycznej wartości. Dzięki sukcesowi grupy, nagle - zbiorowo - szczególnie poza miastem, czuliśmy dumę z bycia z Mysłowic.
Zimą, przełomu 1999 i 2000 roku, jesienna „Miłość w czasach popkultury” przez wiele tygodni rozbrzmiewała w słuchawkach naszych walkmanów. Ciepłe wydechy na skwerze w Brzęczkowicach cięły parą zimne powietrze, słowa utworów (kaseta, szła w te i we wte, aż do krańców baterii), albo potęgowały wydumany, cobainowski smutek albo koiły zawody młodzieńczej egzystencji. Wspomnienia nastoletnich wzlotów i upadków, a było to na granicy ogólniaka i studiów, wciąż brzmią mi akordami „Gdzieś”, „Alexandra” i „Peggy Sue nie wyszła za mąż”.
Na skraju zimy 2023, blokowiska rumienią się już nie rdzą blaszanych płacht na dachach i parapetach, ale paletą pastelowych barw ciepłego styropianu, grzejącego nie tylko krzywe, betonowe płyty ścian rozsianych po całym mieście wieżowców. Nawet w Bauvereinie, pod którego strzechę trafiłem dwukrotnie, od wielu lat już nie straszą duchy, jedynie czasem jakaś pusta butelka przetoczy się po schodach. Niby wszystko inaczej, ale tekst sprzed ćwierć wieku wciąż aktualny.
Wieczorami wychodzę na ulicę i nie ślepnę, jak to napisał Jakub Żulczyk, od świateł, bo tych - znowu - jakby mniej. Nie wiem, czy to świadoma polityka włodarzy miasta, by tu i ówdzie, przygasić część latarni i w ten sposób oszczędzić nieco mizerny, mizerniejący z roku na rok, miejski budżet. Może to wina dostawcy prądu albo nocnych zwierząt podgryzających elektryczną infrastrukturę? Jakby nie było, regularna, niemal interwałowa ciemność (np. na odcinku Janowskiej od ronda z MIkołowską), raz z razem przenosi mnie lata wstecz, w czasy Grzegorza Osyry. Po którymś z głosowań, gdy ówcześni radni, nie zgodzili się na kolejny kredyt na bieżące wydatki, wyłączył, niby dla oszczędności, oświetlenie na ulicach, na których mieszkali niepokorni.
O Mysłowicach zrobiło się wtedy głośno. Na ścianie wstydu mogliśmy, po najbardziej dziurawych drogach w regionie, po prezydencie, który sam się okaleczył, po licznych skandalach (np. pracownika miejskiej propagandy przyłapano w pracy z czterema promilami w wydychanym powietrzu), po głośnym urzędowym romansie owocującym później urzędowym małżeństwem, po zarzutach korupcyjnych dla czołowej urzędniczki, przywiesić kolejny proporzec: miasta w którym latarnie nie świecą.
Działo się to kilka dobrych lat po premierze „Chłopców”, więc to nie te wyłączone latarnie, ale dużo starszy brud na ulicach inspirował autorów tekstów. Do dziś jednak tekst nie stracił aktualności, znów można oblec nim te i inne fragmenty miasta.
”Wieczorami nie widać szarości” obija mi się po uszach, gdy jesiennymi wieczorami - biegiem lub spacerem - przemierzam ulice miasta. To nie prawda, że nie widać. Nawet po zmroku, szarość widać jak, a może nawet bardziej niż w biały dzień. Ostatni remont miejskich zasobów przy Grunwaldzkiej to chyba (nie dam głowy) elewacja MCK, młodsza od „Miłości” ledwie o kilka lat. Prowizoryczna konstrukcja na rynku przetrwała czterech kolejnych prezydentów, a plany wybudowania tam kamienic czas zamiótł szybciej niż wiatr jesienne liście. Ostatnia knajpa na Rynku wciąż otwarta, ale akurat - jak słyszę - za kotarą jawności życia publicznego wiele się dzieje, by nie wyrosła jej żadna konkurencja. Remontowi Promenady, na który pieniądze zdobył poprzedni, a skonsumował obecny prezydent, jak zawsze w Mysłowicach, czegoś brakuje. Spacerowo-rolkowo-biegowa pętla jest nieoświetlona akurat tam, gdzie potencjalnie najwięcej niebezpieczeństw - tuż obok hali sportowej. Ubytki wybrukowanego ronda załatano na rympał asfaltem. Chodnik do lasu na Rozalii jest poorany korzeniami jak Bytomska rozgrzebanym i zapomnianym remontem linii tramwajowej.
Te pospieszne notatki są tylko z jednej, ledwie kilkukilometrowej trasy w samym centrum, by „można udawać, że można na spacer pójść”.
*wszystkie cytaty pochodzą z piosenki „Chłopcy” zespołu Myslovitz
Mysłowice, 7 listopada 2023
Comments