Nie ma obecnie w Polsce lepszego serialu niż transmisje z obrad Sejmu. Jeszcze przedwczoraj, sejmowy kanał w portalu YouTube śledziło 70 tys. osób. Wczoraj było to już ponad 110 tysięcy. Ile będzie jutro nie wie pewno najlepszy algorytm tej platformy. Poszczególne materiały udostępnione przez pracowników Kancelarii Sejmu odtworzyło sobie nawet 600-700 tyś. osób, czyli nawet dwukrotnie więcej niż jesienne hity Polsatu spod batuty, odsunięto - jak głoszą branżowe plotki od konstruowania kolejnej ramówki - guru telewizyjnego rynku - Edwarda Miszczaka. Według branżowych portali, randkowe szoł prowadzone przez Michała Figurskiego obejrzało - średnio - ledwo 160 tys. osób. Podobnie superbogate „Żony Warszawy”. Lepiej idzie nieśmiertelnej Dodzie. Ale i tak za mało jak na prime time.
W tym kontekście, oglądalność jutubowa Sejmu, a mam wrażenie, że to nie koniec wzrostów w tym kanale, budzi moje zainteresowanie i wyrazy szacunku.
Nie dla wszystkich, 460 aktorów, bo ten serial - posiedzenie plenarne - ma jak na razie jedną gwiazdę, oczywiście: otrzaskanego z kamerami, Szymona Hołownię. Nowego marszałka Sejmu poznałem 4 lata temu, gdy walczył o urząd prezydenta RP. Zdarzyło mi się, jak cień, jeździć i relacjonować jego spotkania z Polakami. Nie widziałem Hołowni w żadnym z telewizyjnych szoł, zdarzyło mi się zajrzeć do jego książek, nie płakałem razem z nim nad konstytucją (choć nie podobało mi się, że nasi wybrańcy ją łamali), więc była to pierwsza okazja przyjrzeć się mu z bliska.
Talent do wystąpień medialnych - ma i miał, przyjemnie się tego, co mówił - słuchało, bo mówił językiem prostym acz pięknym, zdania wielokrotnie złożone, składał szybko niczym doświadczony monter meble i mówił rzeczy oczywiste. Przynajmniej w mojej, dziennikarskiej perspektywy. Przynajmniej w ujęciu sfery publicznej. Dla wielu ludzi oczywistą oczywistością jest na przykład to, że radni i prezydent to wybrańcy ludzi i im służyć powinni, będąc - w sposób oczywisty - najemnym pracownikiem mieszkańców miasta.
Przywołuję Hołownię, nie dlatego, że jestem jego fanem czy wydawcom, ale dlatego, że swym medialnym obyciem, medialną charyzmą i miłym dla uszu językiem, od początku stara się przywracać przy Wiejskiej to, czego dawno tam nie było. Oczywistą oczywistość, że w sejmie są zasady i regulaminy, że partia rządząca nie powinna mieć żadnych przywilejów, że są pewne standardy uchwalania prawa (zapowiedział np. Że nie będzie wrzutek w ostatniej chwili). Próby prowokowania siebie, ripostował celnymi werbalnymi ciosami. Kilka z tych fraz stało się już wysokooktanowym paliwem dla twórców memów. A to pewnie nie ostatnie jego słowo
Przywołuję Hołownię również dlatego, że w ostatnich latach - w mysłowickiej sferze około medialnej - również wiele osób zapomina o pewnych standardach. Na przykład o tym, że rada miasta - w całości i każdy rajca z osobna, są jak rada nadzorcza w firmie: mają kontrolować rządzącego i decydować o wielu sprawach. Bezpośredni wybór prezydenta, nie daje żadnej głowie miasta supermoce, a już na pewno patentu na nieomylność. Bezpośredni wybór na stanowisko nie czyni z człowieka nie rozumiejącego zasad zarządzania i gospodarowania pieniędzmi, nieomylnego menedżera.
W tym kontekście, bawi mnie powtórka granego już w mysłowickich telewizorach serialu z sesjami nadzwyczajnymi. Fabuła zgrana, Osyra serwował ją wielokrotnie ilekroć brakowało mu pieniędzy. Gra w nią teraz Wójtowicz. W social mediach nietrudno znaleźć wiele obrazków i pseudo porad w stylu: jeżeli robisz stale to samo i nie przynosi to efektu, spróbuj zrobić to inaczej.
To tania, szkodliwa (mam na myśli motywujące grafiki) psychologia, choć oczywiście rada jest jak najbardziej skuteczna: po co robić po raz kolejny to samo, skoro nie przynosi to efektu? Czy nie lepiej byłoby zamiast trzeciego, szóstego wniosku o zwołanie nadzwyczajnej sesji napisać jakiś plan naprawczy? Faktycznie znaleźć oszczędności?
Nie wspieram żadnego konkretnego radnego, ani radnych jako całości, ale - jeżeli sprzeciwiają się bezsensownemu zadłużaniu miasta - to mają moje wsparcie. W domach jest tak samo, trudno, by partner zaciągnął kredyt bez zgody i akceptacji partnerki (albo na odwrót). W mieście powinno być tak samo - nie ma zgody na kredyt, to nie ma kredytu, szukamy oszczędności. To swoją drogą zmarnowane tygodnie. Czekamy na zgodę, mimo, że wiadomo, że zgody nie będzie.
I w tym kontekście, Mysłowicom przydałaby się świeżość marszałka Hołowni, by w prostych i oczywistych słowy przypomnieć oczywiste rzeczy i zasady: brak zgody na kredyt, to nie jest działanie na szkodę miasta, ale - wręcz w przeciwnie - w jego interesie.
Mysłowice, 22 listopada 2023
Comments