Nie ważne, dobrze czy źle – byle nazwiska nie przekręcali – stara, celebrycka zasada znów dała o sobie znać wszystkim mysłowiczanom za sprawą materiału w głównym wydaniu „Faktów” TVN. Idź pan, z taką promocją, w maliny – chciałoby się sparafrazować pewne dosadne, nieparlamentarne powiedzenie w języku ulicy, którego przytoczyć na gościnnych łamach Ct, nie podobna.
Idź pan w maliny i nie wracaj, bo znowu, o Mysłowicach – tylko źle, tym razem aferalne, toksycznie i śmieciowo – było w ogólnopolskim dzienniku. Smutek zagościł na obliczu prezydenta w tymże. – Nie wygląda to dobrze – powiedział bohater materiału.
Nie wygląda i nie wyglądało dobrze od początku. Od kiedy, trudno powiedzieć. Na pewno od czasu, gdy agenci CBA zapukali do urzędowych bram. Musiało nie wyglądać dobrze już wcześniej, bo przecież z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z nakazami się nie przychodzi.
I nie wygląda to dobrze również teraz, gdy coraz więcej wiadomo. To zależy oczywiście od świata w którym się żyje. W świecie akolitów, wyznawców, kolegów, znajomych, przyjaciół i wyborców Dariusza Wójtowicza, Mysłowice są świetnie zarządzanym miastem, w którym dzieje się samo dobro, dobro wylewa się z przydługich rękawów marynarek pana prezydenta i rozlewa niczym ciepłe mleko po najdalszych zakamarków miasta. W świecie mieszkańców, którzy tej wiary w jednosobowe dobro nie podzielają, wygląda to dużo gorzej. Wygląda to mniej więcej tak: mamy miasto na finansowym dnie, pieniędzy nie mamy na nic, ale mamy aferę stulecia.
Mamy również próby zaklinania, a właściwie zakłamywania rzeczywistości. Staram się nie spędzać zbyt dużo czasu na przeglądanie social mediów, ale ostatnimi dniami, to najbardziej popularne medium social wprost zalało mnie reklamami z oświadczeniem pana prezydenta. Najpierw oświadczeniem z publikacją opłaconą, a później kalkami tegoż udostępnianymi przez jego wyznawców.
Dołożyłem się więc do większego zasięgu sponsorowanego posta, oświadczenie obejrzałem i wysłuchałem, spijając smutek i powagę z obecnie najbardziej znanego w całej Polsce oblicza mieszkającego w Mysłowicach. A pózniej połknąłem jeszcze kilka porcji liter, wyrazów i fraz od jego sympatyków tłumaczących ten smutek swojego pryncypała.
Wspólnym mianownikiem wszystkich tych wirtualnych zdarzeń jest tłumaczenie, by nie powiedzieć, wybielanie albo zakłamywanie odpadowej rzeczywistości. Czytałem więc o pośpiechu, o niebezpieczeństwie, o trudnej logistyce, o wielkim wyzwaniu, o ciężarze odpowiedzialności na prezydenckich barkach. Czytałem również o wielkiej niesprawiedliwości, o dziennikarskim ataku (pisano w Wyborczej, mówiono w Faktach), zasadniczo o przedwyborczym ataku na wizerunek krystalicznego prezydenta.
Orwell twierdził, że powtarzano dziesięciokrotnie kłamstwo, staje się prawdą. Jacek Kurski dopowiadał po latach: ciemny lud to kupi, więc trzeba sprzedać to tak, że wszystko było w tej sprawie super.
Nie było. I nie jest. W oczywisty sposób, odpowiedzialność za niezutylizowanie toksycznych odpadów ponosi firma, która postępowanie wygrała. Ale odpowiedzialność za wybranie tej firmy spoczywa już w rękach urzędników, podwładnych prezydenta, a biorąc pod uwagę opisane fakty, pewno i w rękach samego prezydenta. Jego obowiązkiem jest bowiem wybór oferty najkorzystniejszej. A z protokołu CBA jawi się rzeczywistość taka, że najpierw zrobiono wiele, by ewentualna oferta była dosyć wysoka.
Z protokołu CBA wynika, że włodarz miasta, był uprzejmy odwiedzić firmę wykonawcę (wtedy jeszcze nie było wiadomo, że będzie to wykonawca) w jej siedzibie. I tego się robić nie powinno, bo rodzi to różne podejrzenia. Trzeba więc powiedzieć jasno: Wójtowicz jadąc do firmy, która mogła w przyszłości odpady utylizować, sam na siebie te podejrzenia i uwagę ściągną. Trzeba powiedzieć jasno: towarzyskie relacje, wsparcie merytoryczne od mężczyzny będącego mężem dobrej znajomej prezydenta, samo to podejrzenie ściągnęło.
Można oczywiście stawiać sprawę tak, że prezydent po prostu poświęcił swoją reputację i pojechał do potencjalnego wykonawcy, po to, by namówić go do startu w dziwnym postępowaniu, bo Mysłowice są w tak fatalnej kondycji, że nawet chętni do ustawiania przetargu nie potrafią sami do miasta dotrzeć (myślę, że remont torowiska mógł utrudnić im dojazd). Można oczywiście twierdzić, że spotkania z potencjalnym zwycięzcą przetargu (tu: dialogu konkurencyjnego, bo sam przetarg byłby bardziej przejrzysty, więc po co?) to norma, ale to raczej norma państw przeżartych korupcją a nie chcących być filarem Unii Europejskiej. Moźna oczywiście twierdzić, że to spisek, prowokacja, że to dziennikarze, te śmieci wywieźli, że to dziennikarze pojechali na rozmowę tam gdzie nie powinni, że to w końcu dziennikarze tę znajomą, jej partnera, prezydentowi podsunęli przed laty, po to, by u schyłku jego prezydenckiej kadencji, zmajstrować te materiały.
Można powiedzieć, napisać i zrobić wszystko, co z resztą się dzieje, ale o jednym zapomnieć nie można – uczciwość i przejrzystość to uczciwość i przejrzystość i dlatego, najpierw CBA, a teraz prokuratura sądzą, że przeprowadzonym przez prezydenta postępowaniu na wywóz toksycznych odpadów nie wszystko było przejrzyste i uczciwe, zaś niektóre ruchy i praktyki były – trzeba powiedzieć to jasno, raczej z gatunku niedozwolonych.
Mysłowice, 31 stycznia 2024